piątek, 16 marca 2012

"Trzeba nam teraz umierać, by Polska umiała znów żyć."

Lektury szkolne mają to do siebie, że z reguły są nieczytane. Czasami jednak trafiają się takie, które można nazwać "perełkami", "perłami" właściwie. Wciąż omijane przez głupich uczniów, poruszają serca tych wrażliwych na piękno literatury, poezji, świata... Jedną z najważniejszych, a co za tym (o dziwo) idzie książek są "Kamienie na szaniec" Aleksandra "Kamyka" Kamińskiego.
Rudy, Alek, Zośka - kolejno: Jan Bytnar, Maciej Aleksy Dawidowski, Tadeusz Zawadzki - trójka przyjaciół, którzy w roku '39 zdają maturę. Należą do tragicznego, a zarazem cudownego w moim mniemaniu pokolenia Kolumbów, które to, jak to się często mówi: od razu, z brutalnością wkroczyło w dorosłość. Bo chłopcy musieli dorosnąć. 1 września 1939 wybucha wojna światowa, choć początkowo życie toczy się stosunkowo normalnym trybem, o ile normalnym można nazwać wieczne oczekiwanie na różne wezwania, selekcję i strzały czy spuszczanie bomb na miasta.


Rudy wierzy, że "czas wojny będziemy mieli niedługo za sobą jak straszny sen".

Z czasem jednak wojna staje się coraz gorszą, jak wiemy najokrutniejszą w dziejach i co najgorsze, a warte wspomnienia "to ludzie ludziom zgotowali ten los". Chłopcy jako dumni harcerze dołączają się do organizacji konspiracyjnych, których głównym celem jest tzw. Mały Sabotaż.
Jednak mimo nieustających walk, walki i strachu o życie chłopcy dorastają. Sami ze sobą, czy też wspólnie rozmyślają i prowadzą wielogodzinne dyskusje na tematy w zasadzie bardzo ludzkie, takie, nad którymi kontempluje młody człowiek, wkraczający w dorosłość.
I jak wielu ludzi w tamtych czasach - oddają życie za Ojczyznę. Od zawsze jest to największa zapłata, największy dar, łamiący serce na drobne kawałki i miażdżący myśli kotłujące się w mózgu, kiedy musimy zmierzyć się z myślą, że nigdy ich tu już nie będzie, a byli bardzo krótko.
Bo dlaczego?
Bo po co?
Dlaczego oni, a nie ktoś inny?
Dlaczego tak wcześnie?
itd.
Czy naprawdę muszę dodawać jak wielu wzruszeń dostarczyła mi ta książka? Mówienie, że płakałam z każda stroną byłoby przesadą, niemniej jednak szczególnie pod koniec książki, kartki były wilgotne od łez, bo przed nimi nie można się uchronić.
W trakcie czytania, choć nie tylko, bo tematy okołowojenne są mi bliskie i tak, wielokrotnie zadawałam sobie pytanie, czy ja poszłabym walczyć czy walczyłabym z karabinem lub czy byłabym w stanie stać się sanitariuszką i opatrywać rany - myślę, że tak, ale to co innego wydać taką deklarację w wieku XXI, a  w czasach nieustającej niepewności, o jutro.
Rudy, Alek, Zośka, Krzysztof Kamil Baczyński to tylko niektóre osoby, które są moimi bezwzględnymi autorytetami, zawdzięczam im bardzo wiele. Nie wiem czy byłabym tą samą osobą, gdyby któregoś dnia będąc w klasie szóstej nie wypożyczyła "Kamieni na szaniec". Sama uważam, że nie.
Ta ksiażka wniosła w moje życie ogrom wszystkiego. "Poznanie" tych chłopców było najcudowniejszym spotkaniem w moim życiu. Chciałabym napisać, że dzięki nim stałam się większą patriotką niż dotychczas, że dzięki nim zaczęłam stawać się lepszym człowiekiem, przestałam obawiać się być całkowicie sobą i że dzięki nim byłabym gotowa stanąć do walki o dobro Ojczyzny.
Cieszą mnie choćby te najdrobniejsze podobieństwa do chłopców. Pamiętam moje hmm szaleństwo, kiedy przeczytałam, że Rudy i ja urodziliśmy się tego samego dnia. To takie małe, w zasadzie błahe, ale sprawiło mi tak ogromną radość! Jak chyba każdy mam (czy raczej miałam?) swojego faworyta wśród chłopców, choć kocham ich wszystkich. Początkowo był to Alek, od dłuższego czasu jest nim Rudy, który jest mi chyba najbliższy. Ale kto wie, może przy czytaniu "Kamieni..." po raz kolejny to na Zośkę przeleję całą swoją miłość?
Obawiam się, że nie napiszę tu nic odkrywczego, ale odkrywać muszę sama i dzielenie się moimi przemyśleniami, które dotyczą chłopców jest straszliwie trudne, choć mam nadzieję, że znajdziecie w nich cząstkę siebie i będziecie wiedzieć, że nigdy nie będę wobec nich obojętna.

"Walka trwa. Trzeba przerwać tę opowieść.
Opowieść o wspaniałych ideałach BRATERSTWA i SŁUŻBY, 
o ludziach, którzy potrafili pięknie umierać i PIĘKNIE ŻYĆ."

3 komentarze:

  1. Nie wiem co napisać, bo oklepane "też tak mam i czuję to samo" nie wyraża w pełni tego, co do nich czuję. Pamiętam dobrze tą lekturę i to, jak na każdej lekcji polskiego zachwycałyśmy się Zośką. Kocham go chyba najbardziej z nich wszystkich, ale wiesz, jak to jest- wszyscy są mi drodzy. A Krzysztof Kamil mój najukochańszy?! Dostałam tomik jego poezji za zajęcie 2 miejsca w konkursie twórczości własnej i zakochałam się w nim na zabój...
    Pewnie jak zwykle mój komentarz wyda ci się dziecinny i na pokaz, ale musiałam. Ci chłopcy zrobili wiele w moim życiu. I Pianista też, choć to już inna sprawa. Dzięki za ten post- niezbyt odkrywczy, jeśli mam się czepiać, ale najważniejsze, że jest.

    PS: miejmy nadzieje, że jest nas więcej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszyłam się czytając Twoje słowa, Basiu. Jest nas więcej, KarloRito, jest, tylko, że tak trudno znaleźć. Bo my- nie bazujemy na tym, co ceni współczesny świat. Jesteśmy bardziej "tam", niż "tu". Albo inaczej - "tutaj", z tymi wartościami, które były wyznawane w całej pełni "tam".

    Skończyłam przed chwilą "Batalion " Anny Borkiewicz-Celińskiej. To coś innego niż Aleksander Kamiński i "Kamienie na szaniec", coś innego niż "Zośka i Parasol", ale równie piękne. Piękne ich charakterami i cechami, które w każdym momencie są widoczne. Czy w dywersji, czy w Powstaniu Warszawskim, czy w codziennym życiu.

    Tak bardzo cieszę się, że napisałaś o "Kamieniach na szaniec". Ja ostatnio czytałam je w ubiegłym roku i przeczytam na pewno nie raz, nie dwa. Jednak na "Kamieniach..." nie może się kończyć nasza znajomość z Pokoleniem Kolumbów. No zbyt mało. Nie pamiętam Basieńko, czy czytałaś "Zośkę i Parasol"? Jeżeli nie - musisz to uczynić! Bez tej książki i tego, co ona pociągnęła za sobą ( np. "Pamiętniki żołnierzy baonu "Zośka": Powstanie Warszawskie" , czy ostatnia książka Anny Borkiewicz - czyli "Hanki Skrzynkowej", łączniczki Andrzeja Morro w czasie Powstania Warszawskiego, oczywiście w "Zośce")

    Piszecie o postaciach, które najbardziej cenicie... tak, Rudy, Alek, Zośka. Właśnie...Tadeusz Zawadzki,samotnik, urodzony przywódca. To wydaje mi się właśnie jemu możemy zawdzięczać najwięcej. To on swoją postawą pociągnął do siebie innych i to właśnie jego imię przyjął Batalion, którego wcześniej był dowódcą ( jeszcze w czasie GS-ów). Z drugiej strony - rozbrajały mnie listy "Alka" do Basi Sapińskiej, pełne tkliwości, żartów- zupełnie jakby nie był to ten okropny czas.
    A Janek Bytnar? Płakałam strasznie, gdy czytałam o tym, czego doświadczył trafiwszy w ręce gestapo.
    Rozpisałam się, a chciałam w zasadzie napisać, że ja cenię i kocham wręcz siostrzaną miłością (wszakże to moi rówieśnicy!) wszystkich, ale najbardziej: "Maćka" Bittnera - wspaniałego I dowódcy Batalionu, uczestnika wielu akcji -Arsenał, Sieczychy, Celestynów i wielu innych, zabranego przez Gestapo dnia 18 lutego 1944 na ulicy. Dlaczego jego? Akurat jego?
    Do dzisiejszego dnia nie wiadomo, co się z nim stało. Żadne poszukiwania nie dały wyniku - dalsze losy nieznane.
    A drugi autorytet to Andrzej Romocki - "Morro". Człowiek może nie idealny, ale również urodzony dowódca, bohater Powstania Warszawskiego, dowódca II kompanii "Rudy". Jego opanowanie, godność i głębokie umiłowanie Ojczyzny wyryły mi się głęboko w pamięci.

    Oczywiście, są i inni, np. Janek Rodowicz - "Anoda", którego dalsze - powojenne losy tak bardzo mnie poruszają, "Xiążę/Książę" czyli Andrzej Samsonowicz, Zygmunt Kujawski "Brom" - wzór lekarza, "Piotr Pomian" - Eugeniusz Stasiecki, Konrad Okolski - "Kuba" , Jan Wuttke "Czarny Jaś" i tyle, tyle ich jeszcze jest.

    Przywołałaś przepiękne słowa Krzysztofa Baczyńskiego w temacie. Ja zacytuję jeszcze inne, które powinny być (i są!) dla nas- młodego pokolenia szczególne ważne:

    "Nie wolno nam spatałaszyć szans, które dostaliśmy do rąk".

    Oni ich nie zmarnowali.

    Elina

    OdpowiedzUsuń