Tak, proszę państwa, Jeżycjadzie oddaję kawałek swojego życia i jeszcze trochę.
Moja przygoda z nią nie zaczęła się bynajmniej spektakularnie. Pierwszą część (choć nie pierwszą część cyklu) dostałam pod choinkę od siostry, była to wspaniała na tę okazję "Noelka", ale ja jej nie ruszyłam. Zdaje się, że przeczytałam kilka zdań, po czym, czemu do dziś się sobie dziwię - zaniechałam czytania zupełnie. "Noelka" na kilka lat pokryła się kurzem. Mimo to mnie do pani Musierowicz ciągnęło, oj ciągnęło i pewnego razu po prostu zasiadłam do pożyczonej od koleżanki mamy "Szóstej klepki" i wyobraźcie sobie, że wciągnęłam się w ten kochany świat już na zawsze i na próżno szukać dla mnie ratunku. Później oczywiście przyszła kolej na "Kłamczuchę", chociaż z nią mam taki problem, że nie jestem pewna, czy to nie ona przegoniła "Szóstą klepkę" w czytaniu, była bowiem moją lekturą szkolną, ale nie ma co się nad tym roztkliwiać, bo czy tą, czy tą częścią pani Musierowicz mnie kupiła. I późniejsze chodzenie do biblioteki byleby tylko dostać kolejną część (z czasem nauczyłam się, że najlepiej brać od razu trzy) stało się moim rytuałem.
Tym, którym takie wesołe problemy są nieobecne zapewne już zaświtała w głowie myśl, jaką to część wybrałam sobie na moją ulubioną, z jaką postacią się utożsamiam, a z która niekoniecznie, choć bardzo bym chciała, kogo nie lubię, czego nie lubię i w ogóle pytań bez liku.
Ulubionej części wybrać nie potrafię, jeszcze jakiś czas temu pewnie bym się starała, ale jak na nieszczęście dla pytań takiej natury okazało się, że niektóre książki trzeba przeczytać po raz drugi, niektóre w innym wieku, niż czytało się wcześniej, a jeszcze niektóre...no cóż, nie wiem. Jestem tym nieuleczalnym przypadkiem, który lubię każdą część razem i wszystkie z osobna, nawet, jeśli jakaś mniej mi się podoba to ja i tak czuję do niej tyle sympatii, że skazana jest ona na przeczytanie jej, może nie miliony razy, ale z pewnością kilka.
Ale co z bohaterami? Kto jest mi najbliższy, a kogo nie mogę znieść?
Z Nutrią łączy mnie cała jej wrażliwość, wieczne rozmarzenie, to trzymanie się niekiedy na uboczu i zamknięcie w sobie. Z Tygrysem natomiast, no tak, pewna porywczość *choć to właściwie może się tyczyć ich obu, bo i Natalia jest w stanie nieźle wybuchnąć*, ten tzw. ciężki charakter, a może i nawet charakterek, ironiczny sposób bycia *chociaż Tygrys jest za bardzo ironiczny, ja jednak zachowuję umiar i przy okazji mam odpowiednią częstotliwość tego ironizowania* i wiele innych cech, które z obu bohaterek mogłabym wymieniać, wybierać i jeszcze bardziej je pomieszać, byście trochę bardziej mnie poznali, ale oczywiście teraz nakreślam to wszystko skrótowo.
A obie bohaterki razem możecie zobaczyć, o tu, poniżej:
Wszystkich, którzy przez ten post przebrnęli przepraszam, ale obiektywna nie będę. I choćbyście posłali mnie na tortury ja niestety mówiąc o pewnych książkach obiektywizmu nie mam za grosz. I mimo wad, które gdzieś tam są, ale ja na nie przymykam oko lub ich po prostu nie dostrzegam, ja pewne książki uwielbiałam, uwielbiam i będę uwielbiać bezgranicznie. A egzemplarz pożyczonej "Szóstej klepki" leży u mnie od tamtej pory nieoddany, a mnie nie popędzanej niczym nie spieszno go oddawać.
_______________________________________________________
Tytuł posta to cytat z wiersza, który pojawił się w najnowszej części Jeżycjady - "McDusi", a jego autorem jest Kazimierz Wierzyński, wiersz nosi tytuł "Czy nas uwiodła radość uboga", znaczenie tego fragmentu jest dla mnie jedną z najważniejszych prawd. Przypomnienie mi go i inspirację zawdzięczam lirael, której za to serdecznie dziękuję.
Okładki poszczególnych części zaczerpnęłam z tradycyjnej grafiki Google, natomiast poszczególne ilustracje ze strony pani Musierowicz, na którą, tak nawiasem mówiąc serdecznie zapraszam wszystkich Jeżycjadowych maniaków.