sobota, 9 lipca 2011

...a jak będę zakochana, przyślę panu list i klucz.

"Są książki, które się czyta. Są książki, które się pochłania. Są książki, które pochłaniają czytającego."

"Przyślę panu list i klucz" Marii Pruszkowskiej, o której pragnę wam dziś opowiedzieć bez zastanowienia stawiam w tej trzeciej grupie.
Wszyscy posiadamy książki, których ciepło przyciąga nas niczym magnez od samego początku. Dla mnie jedną z takich ksiązek jest właśnie "Przyślę Panu list i klucz", od razu poczułam jakąś dziwną więź z autorką, przeczytawszy krótką, ale jakże miłą dedykację: Książkę tę ofiarowuję maniakom czytania.
I o maniakach czytania ona jest. W przedwojennej Warszawie (!) w dwupokojowym zaledwie mieszkaniu żyje rodzina. Ale rodzina nie byle jaka, bo rodzina czytelnicza.
"Istotą życia Ojca były książki. Ojciec czytał ciągle. Czytał przy jedzeniu, czytał w pociągu i w tramwaju, i na przystanku. Czytał po południu w fotelu, wieczorem w łóżku".
W ślady Ojca idą jego dwie córki Zofia i Alina (imię zaczerpnięte oczywiście z "Balladyny"), one również czytają ciągle, co cieszy Ojca, a wyprowadza z równowagi Matkę. "Matka była tylko domowym Atyllą-Biczem Bożym, co jakiś czas wydzierającym nam książki i pieklącym się o to wieczne czytanie".
Dziewczynki są zaznajomione z książkami wszelakami, z klasyką literatury, jak i "nowościami". Prenumerują  "Wiadomości Literackie", te same, w których wypowiadał się Boy. A Zofii udaje się nawet poznać samego Wierzyńskiego! Towarzyszymy tej zabawnej rodzinie przez kilkanaście lat, choć grubość książki może zmylić. Zabawnej? Ano zabawnej, bo literaturę spotyka się tutaj na każdym kroku, co lepsze przeplatającą się  z humorem. Bo jak nie zaśmiać się, kiedy czytamy:
 "Stefcia umarła — odpowiedziałam dzwoniąc zębami o szklankę. 
(...) 
— Bój się Boga! To Stefcia z tobą jechała? 
— Jechała i nie jechała — odpowiedziałam bo nie wiedziałam, jak inaczej odpowiedzieć. 
— Dlaczego nic nie pisaliście, że Stefcia chora? Dlaczego będąc chora wyjechała do Zakopanego? Gdzie jest jej ciało? — zaczęła zadawać pytania jednym tchem. 

Tu zdębiałam, bo zrozumiałam, że zaszło zasadnicze nieporozumienie i przerwałam dalszą litanię pytań. 

— Mamuś! Ty mówisz o Stefci Wiszkównie, a ja o Stefci Rudeckiej. To Stefcia Rudecka umarła. 
— Więc czego tak ryczysz? I co to za Stefcia Rudecka? 
Trędowata — szepnęłam dziwnie jakoś speszona."

Więcej już wam nie zdradzę, ale książkę serdecznie polecam. Ja dorwałam ją najpierw w formie e-booka (w razie czego służę pomocą), a dopiero potem zakupiłam śliczne wydanie z lat 60.

Mogę wam jednak zagwarantować, że czas spędzony z tą książką na pewno nie będzie stracony, a tylko wprawi was w dobry humor i z uśmiechem na ustach będziecie pędzić do biblioteki po kolejne pozycje.

4 komentarze:

  1. Okładka nieziemska:)
    Lekko komponuję się z twoją szata graficzną :)
    Myślę, że ta opowieść również przypadnie mi do gustu :)
    Z chęcią przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Basiu!

    Jestem, z drobnym opóźnieniem, ale jestem. Widzę, że już weszłaś raźnym krokiem w świat blogowiczów. Tutaj jest naprawdę przemiło i cieszę się, że do nas dołączyłaś.

    Bardzo ładnie piszesz, a "Przyślę panu list i klucz" to taka właśnie opowieść. To znaczy.. tak mi się wydaje, bo nie miałam możliwości jeszcze przeczytać, chociaż marzy mi się to od dawna. Uwielbiam opowieści o molach książkowych, takich jak ja! To dowód na to, że tacy odmieńcy i wariaci byli, są i będą. To pocieszające!

    A Ciebie pozdrawiam serdecznie i czekam na następną recenzje, na pewno równie udaną!

    Elina

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta książka mogłaby być mi bliska :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nowy, piękny wygląd, a kolejnych słów brak!

    OdpowiedzUsuń